sobota, 3 maja 2014

Alkoholicy z mojej dzielnicy... część 1

...to tytuł piosenki Wojciecha Młynarskiego. Ona jest w konwencji kabaretowej, ja natomiast chciałabym się podzielić swoimi doświadczeniami w tej dziedzinie, możliwe, że wielu z Was, Czytelników, ma podobny problem w rodzinie i nie umie go rozpoznać lub nie do końca chce go zaakceptować.
Ten blog to zapis moich wspomnień- tych miłych, ale też tych trudnych do przetrawienia. Dziś notka wspomnieniowo-edukacyjna tego drugiego rodzaju. Lekko nie będzie, uprzedzam.

Moja mama jest alkoholiczką.

Nie taką, jak zazwyczaj ludzie kojarzą- stoją tacy z marginesu pod budką z piwem. Nie. W dzisiejszych czasach dużym problemem jest alkoholizm "ukryty"- choroba ludzi sukcesu , dobrze sytuowanych, wydawałoby się naprawdę spełnionych zawodowo i życiowo.

Po pierwsze: nałóg alkoholowy to nie tylko upijanie się do nieprzytomności i chodzenie zygzakiem. Sama Agnieszka Osiecka mówiła, że nałóg ten to sam fakt, że codziennie, dzień w dzień i bez wyjątku potrzebujesz jednego kieliszka. Jeden kieliszek? Ktoś by pomyślał: phi, co to tam jeden kieliszek dziennie! Niestety. To się tak zaczyna. A potem coraz bardziej smakuje. Chcemy więcej i więcej.

Często jest też tak, że w towarzystwie ten typ alkoholika zawsze trzyma się w ryzach, pije, ale z umiarem. Dopiero kiedy jest sam, daje upust swojemu nałogowi. Szuka coraz częściej powodów do spożywania alkoholu: na lepsze trawienie, na poprawę humoru, na lepszy sen, bo jest zła pogoda,  bo ktoś mnie zdenerwował... Powodów jest mnóstwo.

W przypadku mojej mamy zaczęło się od argumentu: alkohol wzmacnia działanie leków nasennych. Zaczęło się od jednego kieliszka, potem była setka, potem dwie setki, potem pół litra... A potem tylko więcej i więcej. Potrafiła wychodzić po alkohol w środku nocy, mimo że następnego dnia szła do pracy. Chodziła ciągle niewyspana, ale nie wiązała tego wcale z nocnymi libacjami.

Ciężkie sytuacje życiowe, zwłaszcza nagła choroba brata mamy i nieustanna troska o rodziców tylko pogłębiały alkoholizm. Ona sama długo uważała, że ja jestem przewrażliwiona, że widzę problemy tam, gdzie ich nie ma.

Dopóki alkoholik sam przed sobą się nie przyzna do nałogu i nie podejmie samodzielnie decyzji leczenia, nic nie da się zrobić.

Nie jest to łatwa sprawa. My, rodzina alkoholika, stajemy się WSPÓŁUZALEŻNIENIE. Nieświadomie pomagamy alkoholikowi w jego egzystencji w takim stanie nałogu. W niektórych przypadkach jest tak, że chodzi się po alkohol dla uzależnionego, żeby "mieć go z głowy" ( u mnie akurat tak nie było), kryje się go w niewygodnych dla niego sytuacjach.

Z czasem zauważyłam, że mama się na mnie "uwiesza" w różnych sprawach zawodowych- jako nauczycielka musiała prowadzić dzienniki internetowe i za Chiny (przepraszam za metaforę) nie chciała nauczyć się sama tego robić. Wszelkie sprawy komputerowe zwalała na mnie, nawet jeśli ja miałam maturę lub inne naprawdę ważne obowiązki. Nie umiałam długo odmawiać. To też, wbrew pozorom jest współuzależnienie. Wszelkie działania, które, czasem nawet bardzo pośrednio, ułatwiają życie alkoholikowi w tym stanie uzależnienia, to właśnie współuzależnienie.

Alkoholizm jest chorobą psychiczną, która ma też wiele objawów fizycznych. Im więcej alkoholik pije, tym trudniej będzie mu zerwać z nałogiem- po spożyciu alkoholu aktywowane są enzymy katabolizujące etanol. Dzieje się to dopiero w momencie spożycia trunku. Po strawieniu alkoholu enzymy te nie ulegają degradacji, tylko czekają na kolejną porcję. Im więcej alkoholu spożywamy, tym więcej układów enzymatycznych  w sobie hodujemy. I te enzymy właśnie po pewnym czasie wołają "chcemy coś trawić!"- uzależniony znowu sięga po alkohol.

Rodzina uzależnionego podświadomie przejmuje wiele  ról alkoholika- ja na przykład zawsze byłam "matką" w naszej rodzinie, niestety (moi rodzice się rozwiedli, więc byłam matką dla własnej matki). Dlatego najlepiej jest zostawić alkoholika samemu sobie, niech będzie przez pewien czas zdany sam na siebie. Wtedy, po pewnym czasie on straci kontrolę nad rzeczywistością i osiągnie pewne dno, które da mu możliwość odbicia się od niego. Czy on z tego z korzysta- nie wiadomo.

W moim przypadku wyjazd na  studia 200 km od miasta rodzinnego przyczynił się do takiej wolty. Oczywiście, czynniki stresowe, komplikacje w pracy i inne tego typu sytuacje także się do tego dołożyły. Wydaje mi się jednak, że sam fakt mojego wyjazdu ( w domu bywam kilka razy na semestr) pokazał, ile tak naprawdę dźwigałam obowiązków mamy i jak bardzo ona była na mnie uwieszona.

Ten właśnie dystans i odległości pozwoliły mi w miarę sensownie i właściwie zadziałać wtedy, kiedy mama wpadła w ciąg alkoholowy i przestała chodzić do pracy.

W następnej części notki na ten temat postaram się wyjaśnić kwestie psychologiczne związane z tym, jak alkohol zmienia spojrzenia alkoholika na świat, i gdzie można szukać pomocy.

Na zakończenie smutna prawda: alkoholizm to choroba, z którą człowiek będzie się zmagał przez całe życie. Rzutuje to też negatywnie na rodzinie alkoholika. Jej leczenie trwa praktycznie cały czas i nigdy nie można mieć pewności, że trzeźwy alkoholik nie sięgnie znowu po kieliszek.

Ciąg dalszy nastąpi...

2 komentarze:

  1. Widać, że wiesz o czym piszesz.. Niestety.
    Ale wiesz, pomimo tego, że współczuję Ci, ze musiałaś/musisz borykać się z takim problemem, to chciałam Ci powiedzieć, że bardzo dobrze czytało się tę notkę. Napisałaś ją w sposób rzeczowy, na granicy naukowego - ale tak, że jest zrozumiała. Poza tym nie ma w nim emocji, które zazwyczaj występują, gdy ktoś pisze o alkoholizmie swoich rodziców. Po prostu widać, że Ty sobie z tym całkiem dobrze dajesz radę i cieszę się z tego powodu, bo nie użalasz się nad sobą tylko wzięłaś sprawy w swoje ręce.
    Mam nadzieję, że będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :)

      Tak, emocje w tym wszystkim to bardzo, bardzo ciężki kawałek sprawy. Mi bardzo pomaga możliwość zmęczenia się, takiego fizycznego (zawsze lubiłam fitness, teraz ma on też wymiar oczyszczający psychologicznie) oraz porozmawiania o tym z Kimś, kto ma podobne doświadczenia, a przy tym fachową wiedzę psychologiczną. Te posty publikuję, chcąc wyczulić i ostrzec innych, a także aby samej się z tym jakoś zmierzyć.

      Usuń