sobota, 26 kwietnia 2014

Londyńska Wielkanoc część pierwsza

Po długiej przerwie wracam z postem. Właściwie dwoma. Zapowiedź tego przyjemniejszego tu i teraz. Mniej przyjemny w budowie.
Jeszcze jestem! W Londynie. Wyleciałam w środę, wracam jutro. Było i jeszcze jest ;) cu     dow    nie. Tak, chciałam to opublikować jeszcze "na żywo", ale nie wyszło... No, i już nie zapowiedź, ale post.

Wróciłam pod ogromnym wrażeniem. Miasta, rozwiązań komunikacyjnych, ludzi, atmosfery... Czuję, że odpoczęłam. Teraz znowu szara rzeczywistość i obowiązki wzywają, ale co wspomnienia, to wspomnienia.

Zaczęło się kilka lat temu. Moja mama została zaproszona do znajomych do Londynu. Dzieci jej przyjaciółki wyemigrowały tam już kilka lat temu, więc nocleg miała zapewniony. Następnym razem miała mnie wziąć ze sobą. Zawsze jednak coś wypadało, coś przeszkadzało w realizacji tego marzenia.

W listopadzie natrafiłam na opis studia Warner Bros, zlokalizowanego pod Londynem- miejsca nagrywania "Harry'ego Pottera". Jako dziecko byłam wielką fanką HP (choć zdecydowania bardziej w wersji książkowej). Strasznie mnie to zachęciło do wyjazdu. Marzenia już, już miały się ziścić- na przełomie roku. Niestety, w ostatniej chwili wyszły pewne komplikacje, które je przekreśliły.

Ostatecznie, postanowiłyśmy z koleżanką mamy, że pojadę z jeszcze jedną znajomą w czasie Wielkanocy. Wyszły nam jeszcze po drodze małe problemy z biletami lotniczymi, ale koniec końców- wyjazd został zaplanowany :)

Musiałam urwać się z uczelni dzień wcześniej, pojechać do domu (230 km od uczelni) i przepakować torbę- bagaż podręczny. Samolot o 6 rano, z domu musiałam wyjść chwilę po czwartej. Dobrze, że jestem rannym ptaszkiem...

Na wyjazd udałam się "wyrwana z kontekstu"- nie miałam w ogóle czasu, żeby coś o Londynie podczytać, a tym bardziej zaplanować jakąś trasę zwiedzania... Na szczęście pani H., która nas ugościła, zrobiła to za nas.

Udało nam się zobaczyć mnóstwo rzeczy, a pogoda też była łaskawa- troszkę wiało, lecz deszcz pojawił się dopiero w ostatnim dniu wyjazdu. Było to dla mnie zaskoczeniem- spodziewałam się tzw. londyńskiej pogody na dzień dobry ;)

Poniżej zamieszczam część zdjęć, wszystkie są mojego autorstwa.

Na początek dzielnica Golders Green- miejsce, do którego przywiózł nas autobus z lotniska 




 

Uwielbiam kwiaty. Ten widoczek z okna też niczego sobie ;)




Większość warzywniaków wystawia swoje produkty na zewnątrz- bardzo mi się podoba ta idea.






Okolice centrum, na pewno wysiadałyśmy na Covent Garden. Urzekły mnie szyldy- zazwyczaj nie właziły w oczy, witryny były schludne. No i uwielbiam herbatę.


Jestem wielką fanką kryminałów, u Agathy Christie zawsze najbardziej wciągały mnie te z Poirotem w roli głównej.



Soho- dzielnica chińska w West Endzie. Bardzo klimatyczna, ale też tłoczna...


Kwiaty też uwielbiam...



Sufit i kryształowe żyrandole w jednym z domów towarowych- takich z prawdziwego zdarzenia- tkaniny, porcelana, biżuteria, maszyny typu Singer...
   


Schody na stacji Covent Garden. Windy są w remoncie, więc zachęca się, aby korzystać z własnych nóg. 193 schody, czyli 15 pięter. Od tamtego momentu metro zaczęło na mnie robić zdecydowanie większe wrażenie.


Uroczy sklep z herbatą, z którego przywiozłam sobie pamiątkę, jak na mój racjonalny rozum bardzo nieracjonalną i nietanią.




W Londynie autobusy jeżdżą stadami.


W oczekiwaniu na zmianę warty.


Teraz to wydaje mi się aż nierealne. Ale tak! Byłam tam! :)


Dwa razy byłyśmy koło Big Bena. Za każdym razem równo w południe.


Greenwich i kolejka do południka zero.



Jeżeli ktoś potrzebuje niecodziennych kreacji a'la Halloween lub nagle zapragnął przynależeć do niebanalnie ubranej subkultury- Camden Market zaprasza.


Tower Bridge. Można sprawdzić w Internecie, kiedy go podnoszą, ale trzeba być punktualnie- cały widok trwa może dwie minuty.




Tutaj Tower Bridge widziany z Monumentu- wieży wzniesionej na pamiątkę pożaru Londynu w 1666 roku.


Samobieżna linia metra. Pracownik uruchamia ją, po czym zamyka konsolę i można zasiąść na jego miejscu. Kolejka sama zatrzymuje się tam, gdzie trzeba i dostosowuje prędkość do trasy. Czad!



Science Museum- dużo małych dzieci, ale naprawdę fajnie urządzone trzy piętra. No i darmowy wstęp.



Starsze stacje metra mają ciekawe mozaiki lub tematyczne ozdoby.





Portobello Road. Chwilę przed ulewą.

Uff, na razie tyle. Bardzo, bardzo chciałabym pisać regularnie, ale... Niedługo kończy mi się część zajęć, może wreszcie częściej będę tu zaglądać.

Zbliża się długi weekend majowy, może niektórzy już go zaczęli, więc życzę miłego odpoczynku wszystkim, którzy tutaj choć raz zaglądnęli. No i jak najwięcej dobrych wspomnień ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz