środa, 25 lutego 2015

Czy doba ma dalej 24 godziny?

Zaczął się semestr letni. Zaczynam poznawać, co to znaczy i studiować (dziennie), i pracować. Nowy plan pełen jest okien (nie okienek, bo zazwyczaj trwają one dwie godziny lub dłużej). Większość zajęć mam na ósmą rano na drugim końcu Wrocławia (i w duchu dziękuję władzom miasta za tramwaje 31,32- w przeciwnym razie jechałabym nieznośnie długo). Mało tego- trudno jest mi zasypiać w optymalnej dla mnie porze, czyli około 22. Chodzę spać później, wstaję wcześniej. Już widzę pierwsze negatywne skutki. 

Ale mimo wszystko czuję jakieś zmiany. Nie wiem, czy to przeogromna potrzeba wiosny, czy radość z zakończonego (sukcesem) semestru zimowego przeładowanego chemią...Po raz pierwszy od matury naprawdę z przyjemnością czytam książki nie-studenckie i w dodatku naprawdę mam na to czas! Nie skończył się jeszcze luty, a ja jestem w trakcie czwartej (!) lektury.

Siła nawyku nasunęła mi refleksje, że wszystko jest po coś. Najgorsze, co możemy zrobić, to mechanicznie, automatycznie wykonywać codziennie te same czynności, bez szukania błędów, bez przyglądania się swoim czynnościom. Nie wprowadziła spektakularnych zmian w moim życiu, ale sporo uświadomiła. Bardzo przystępnie napisana, wprawdzie więcej tu anegdot niż wiedzy bardziej fachowej, ale to wystarcza. Ostatnia część zawiera sporo wskazówek praktycznych.

Religa to biografia przeczytana pod wpływem filmu z Tomaszem Kotem w roli głównej, na którym byłam w kinie jesienią ubiegłego roku (co się często nie zdarza). Postać profesora Religi nakreślona w filmie i opisana w tej pozycji bardzo, bardzo mnie urzekła. Nawet przez chwilę pożałowałam, że nie poszłam na lekarski, tylko na analitykę medyczną. Trwało to jednak niedługo- wiem, że z moim poczuciem obowiązku i nadmiernym przejmowaniem się szybko skończyłabym swoją ewentualną karierę pani doktor.

Niby doba mi się skraca, ale jednak całkiem sporo udaje mi się zrobić. Ciekawe, kiedy zaczną się kolokwia i tym samym zabraknie czasu na książki... A teraz cieszę się z tego, jak jest, i wracam do lektury :)

wtorek, 17 lutego 2015

Insula czyli Wyspa

Czytałam kiedyś Piaskową górę. Pamiętam, że była odmienna, niebanalna. Zbliżona nieco charakterem do prozy Olgi Tokarczuk.

Wyspa Łza to książka, której nie można czytać między przesiadkami na przystanku czy w hałasie dnia codziennego. Uważam, że to książka, która jest idealną ozdobą ciszy.
Wiele dygresji,całe mnóstwo obrazów, niekiedy bardzo luźno ze sobą powiązanych (a może w ogóle). 

Zdjęcia pana Golca robią wrażenie. Dodają mroku, niepewności. Część z nich sprawia, że przechodzą mnie ciarki po plecach.

Insula to wyspa po łacinie. Chyba znalazłam w tej książce kawałek swojego świata.
źródło zdjęcia