niedziela, 23 marca 2014

Za dużo myśli...A gdzie marzenia?

Coraz częściej siadam do pisania posta, a potem...nic. Myślę, o czym by tu... Lista tematów ciągle się wydłuża. Ale jakby ulega zablokowaniu w momencie prób zwerbalizowania czegokolwiek na tej stronie. Jak to się dzieje...?

Wczorajsza iście letnia pogoda skłoniła mnie do refleksji dość optymistycznych. Zaczęłam dostrzegać malutkie światełko na końcu tego tunelu pod tytułem "semestr letni".

Przyszło mi studiować ciekawy kierunek, ale na baardzo nieciekawej uczelni. Nie wiem, czy analityka medyczna to przyszłościowe studia, możliwe, że tak. Ale kto wie, co będzie za pięć lat?

Tak czy siak, w ciągu tygodnia mam minimum pięć kolokwiów- w większości to pamięciówki, jak na studiach medycznych bywa. Wstaję najpóźniej o szóstej rano, nie dlatego, żeby dojechać, ale żeby się nauczyć. Byle by zdać. W weekendy nie ustawiam budzika, ale i tak wyuczonym trybem budzę się zaraz po szóstej.

Wczorajsza pogoda uświadomiła mi, że kiedyś chyba nadejdzie lato. Czerwiec, sesja letnia, a potem... kto wie? Może uda mi się przenieść do rodzinnego Wrocławia od razu na drugi rok? Jeśli nie, postudiuję rok dłużej.
To przypomnienie- będzie lato, ciepło, słońce, góry, wędrówki piesze i rowerowe- pobudziły moją wyobraźnię. Zaczęłam snuć marzenia...

Ostatnie miesiące i lata nauczyły mnie ostrożności w planowaniu czegokolwiek. Dlatego moje marzenia są bardzo niewielkiego, moim zdaniem, kalibru. Ale i tak warto je spełnić. Kiedyś. Oby.

Aby wprowadzić nieco optymizmu i nadziei, zamieszczam tutaj moją listę "marzeniątek". Nie lubię zdrobnień. Ale niech będzie. Tak więc:

  • marzy mi się zdać jak najwięcej z czekających mnie w tym tygodniu kolokwiów (sztuk sześć). To będzie zapewne stałe marzenie, aż do końca czerwca.
  • chciałabym  spać z większym spokojem. Wciąż udaje mi się sypiać powyżej sześciu godzin, jednak ostatnio przez nawał obowiązków nie umiem uspokoić myśli przed odpłynięciem w ramiona Morfeusza.
  • chciałabym mieć choć jeden weekend w najbliższym czasie, w którym będę miała pół niedzieli bez nauki. Kompletnie bez.
  • chciałabym pozbyć się irracjonalnych, albo lepiej- cyborgicznych wyrzutów sumienia z serii: "uczę się kilkanaście godzin, robiąc 15-minutowe przerwy i wciąż boję się, że to za mało, że można lepiej, więcej, efektywniej". Studioholizm? Raczej strach przed wylaniem. Też irracjonalny.

Nie wiem, czy to, co tutaj bazgrolę, jest czytelne i jako tako składne. Jeśli nie-  może kiedyś będzie. Ten blog jest wciąż w fazie tworzenia, ukierunkowywania. Przede wszystkim jednak chciałabym tutaj pozbywać się niektórych przynajmniej balastów. Niech sobie trują światłowody. Może to coś da...

Na zakończenie, co by nie było tak smutno, mały prezencik- zdjęcie, zrobione przeze mnie, już dość dawno temu. Zielone, wiosenne, może doda komuś energii.... Udanego tygodnia życzę wszystkim Czytelnikom, jeśli się tutaj takowi znajdują ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz